No i po weekendzie :( od jutra znowu obóz pracy, a rower będzie zbierał kurz w kącie.. Nareszcie ruszyłam tyłek na południe. Pojechaliśmy z kolegą w okolice Łopuszki, Medynii i Manasterza. Podjazd Sietesz - Siedleczka nieznany mi dotąd pokonałam w zasadzie siłą woli, ale widoki na zjeździe oszałamiające. W sumie zachęceni tym 'sukcesem' pojechaliśmy jeszcze wersją hard przez Husów.. I co? Dało radę! Może coś jednak ze mnie będzie - chociaż zdecydowanie zbyt mało jeżdżę w tym roku :( Czas, czas, czas... a raczej totalny jego brak..
A właściwie z 16 ton tego błota. Pojechaliśmy z kumplem na dzikie pola w okolicach Głuchowa i Kosiny, a że ostatnio sporo padało (właściwie to połowa wycieczki też w ulewie) , a tam gleby lessowe no to hmm.. ślisko i grząsko. Tego nam było trzeba. W drodze powrotnej podjechaliśmy do kolegi i ten na nasz widok (jak już opanował nagły atak śmiechu) uruchomił myjkę :P
no to w paszczę lwa...
Miś po wycieczce.. i tak przepłukany bo ostatnie 5 km asfaltem ;)