To, że będzie padać to było pewne jak w banku.. kwestia tylko tego gdzie nas dopadnie deszcz :) Pojechaliśmy z kolegą w stronę Kańczugi (he - myślałam, że lepsze góreczki tam będą) miałam ochotę zobaczyć cerkiew w Krzeczowicach. W sumie dobrze się jechało, może tylko na odcinku Sonina - Markowa wiatr w twarz. Potem super odcinek Gać - Białoboki, na którym to objawił się nam jakiś niebieski szlak rowerowy. Trzeba go będzie zweryfikować w najbliższym czasie. Mieliśmy szczęście i burza właściwie cały czas nas omijała, czy też to my objechaliśmy ją ze wszystkich stron :) Jednak podczas oglądania cerkiewki coś tam zaczęło kropić, a więc szybko parę fotek i w drogę do Kańczugi. Genialne widoki - z lewej strony szara chmura i ściana deszczu na horyzoncie, zaś z prawej chmura granatowa i błyskawice. My jechaliśmy pomiędzy i prawdziwy deszcz dopadł nas dopiero w Kańczudze. Schroniliśmy się na dworcu pks. Ha! Nie byliśmy sami - czterech kolegów na szosówkach również tam postanowiło przeczekać burze.. no i czekaliśmy z godzinę, aż się wypada.. Okazało się, że też są z Łańcuta, a więc w szóstkę, tempem rekreacyjnym wróciliśmy, wesoło gawędząc, do domów :)
Cerkiew
Nie mogąc się zdecydować jakie dać zdjęcia dodałam wszystkie.
Brzmi jak szaleństwo (takie pozytywne oczywiście) - namówiłam mamę żeby kupiła sobie rower i dziś odbyłyśmy pierwszą wycieczkę :) Łańcut - Kąty - Łańcut (przez Dębnik)
Łańcut - Bobry - Węgliska - Kąty Rakszawskie - Rakszawa - Las Dąbrowski (oczywiście zgubiłam się... nieważne, że są tam 3 drogi na krzyż) - Czarna - Kąty - Łańcut
Z kumplem pojechaliśmy na południe od Łańcuta - tereny Husowa, powrót przez Tarnawkę. Pogubiliśmy się strasznie w pewnym momencie dlatego trasy nie da rady odtworzyć ;)
piękny widok w Husowie
W sumie płuca wyplułam pewnie z trzy razy, ale wyjazd świetny :D
Gdy wyjechałam z lasu zobaczyłam dziwną ciemność na horyzoncie... Chwilkę się zastanawiałam czy to zmierzch, czy zapowiedź burzy... Deszcz szybko rozwiał moje wątpliwości :P ale że cieplutki wiosenny to sporą frajdą było w nim wracać.. Chociaż przemokłam zupełnie :D
Tak... rower gościł dzisiaj w serwisie :) amortyzator żyje, no i jakieś małe kółeczko przestało świergotać :P straszną wiochę robiło na ostatnich wyjazdach.
Trasa z Rzeszowa - objechałam ścieżkę nad Zalewem (przyjemnie) - Malawa - Kraczkowa - Albigowa - Łańcut.
Plan zakładał przejechanie niebieskiego szlaku w okolicach Grodziska, aczkolwiek pogoda mocno weryfikowała dzisiaj plany (nie tylko rowerowe zresztą). Miałam rozpocząć w Laszczynach (jak mniej więcej przykazano w przewodniku), ale już od Białobrzegów goniła mnie z boku szaro - bura chmura. Dojechałam więc tylko do Korniaktowa i tam przy stawach w las. W sumie wyszło mi to na dobre. Do szlaku i tak zaraz dołączyłam, a 7 km mniej tłuczenia się asfaltem i był dodatkowy czas by poznać jakieś boczne ścieżki. Las rewelacja, piękny i pachnie! A po ostatnich burzach nawet jakieś błotko się uchowało! Niedosyt mam i tyle!